sobota, 7 marca 2015

Załamanie nieproszone przyszło samo...

     Wiem, wiem, dawno nie pisałam. 
     Dzisiaj trochę z prywaty, bo nie mam siły pisać kolejnych porad. I niestety moja zasada, że ma być to tylko pozytywny blog chyba zostanie zniesiona! To jest warunek nie do spełnienia!

     Ostatnio chyba przeżyłam jakieś załamanie... Zastanawiałam się czy mam uciec z domu czy po prostu coś sobie zrobić? Miałam dosyć, wszystko się w życiu poplątało... Wszyscy przecież marzą o małym domku za miastem i szczęśliwej rodzince. I ja też tak miałam przecież mieć! A tu wszystko się posypało... Takie myśli plączą się w głowie nie tylko przez to, że jestem po prostu, najzwyczajniej zmęczona - karmieniem, ściąganiem mleka, jeżdżeniem do lekarzy, ogarnianiem chlewu w mieszkaniu i innymi życiowymi pasjami. I zamiast uzyskać jakąś pomoc od rodziny (wyłączając Ryśka, bo na nim zawsze mogę polegać) to ja słyszę tylko co powinnam i jak. I człowiekowi się odechciewa. No bo kto wytrzymałby słysząc bez przerwy o tym jak to się źle odżywia karmiąc piersią (mimo, że przez dobre 3 miesiące jechałam na jałowym kurczaczku, marchewce i buraczkach) oraz musząc wysłuchiwać miliona złotych rad! Oczywiście rady są trafne i przydatne, ale na litość boską dla zdrowych dzieci!!! A już najlepszym hitem jest fakt, że ktoś widząc Kudłatą raz na tydzień albo rzadziej mówi MI - MATCE (dobra pal licho, że jestem matką, MI-osobie która siedzi z Kudłatą 24h/dobę!!!) co ona lubi a czego nie, co chce, jak powinnam ją usypiać i jak karmić. Normalnie szczyt genialności, jak w tak krótkim czasie można się tyle dowiedzieć o dziecku... Żółć została wylana, szkoda, że to i tak tylko mała część przygód moich z kochanymi krewnymi. 
     Kolejnym dołującym hitem mojego życia, jest to, że cały czas jesteśmy jak w klatce... Nasza Kudłata nie ma jeszcze wszystkich szczepień, więc nie powinniśmy przyjmować gości. Oczywiście nie stosujemy się do tego zalecenia w pełnym wymiarze. Zamknięte drzwi nadal mamy dla chorych oraz dla małych dzieci, ale poza tym raz na jakiś czas na szczęście jesteśmy odwiedzani przez znajomych. I dzięki Bogu! Inaczej zapewne dostałabym w głowę! No i na szczęście muszę powiedzieć, że akurat znajomi w odróżnieniu do rodziny naprawdę sprawdzają się całkowicie...
      Ostatnio nawet dzięki mojej kochanej przyjaciółce wyszliśmy do herbaciarni i to z Kudłatą! Byliśmy zachwyceni, bo było to nasze pierwsze wyjście całą trójką (oczywiście czwórką, bo z Naszą Migotką - przyjaciółką), nie licząc oczywiście jakże ciekawych i ekscytujących wizyt w przychodni, szpitalu czy innym oddziale medycznego reżimu. Było wspaniale! Wata cukrowa, lody, kawa! Ale i tak chyba najbardziej to się Kudłatej podobało:) 
Migotce - za to DZIĘKI:*!