Witajcie, dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić chyba najważniejszym zagadnieniem mojego pobytu z Kudłatą w Matce Polce.
Kiedy rodzisz chore dziecko zaczynasz w końcu wierzyć, że chore dzieci z reklam fundacji istnieją naprawdę. I wcale nie są to dzieci chore z winy ich mam, które całą ciąże piły czy paliły. Takie rodzą się zdrowe. Twoje nie. A przecież miałaś wrażenie, że wszystkie dzieci rodzą się zdrowe.
Przynajmniej tak było w Twojej rodzinie. Do teraz. I życzenia "żeby było
zdrowe" nabierają innego sensu.
I zaczyna się etap fundamentalnych pytań:
Dlaczego ja?
Dlaczego akurat ja?
Dlaczego to mi urodziło się chore dziecko?
Te pytania dźwięczą w uszach każdego dnia rano, kiedy wstajesz w hotelu dla matek i próbujesz dopchać się do łazienki, a potem przemierzasz szpitalne korytarze idąc na oddział. Słyszysz je rozmawiając z pielęgniarkami i lekarzem prowadzącym. Najgłośniej brzmią jednak wtedy, kiedy widzisz, jak dziecko jest po raz setny kłute, albo gdy płacze, bo nie wie, co się wkoło niego dzieje. Najgorsze, że po całym dniu zmagań te pytania wcale nie cichną, a Ty kładziesz się do łóżka i wciąż je słyszysz. Więcej, wiesz, że od jutra będziesz się na nowo z nimi zmagać.
Są dwie opcje. Albo udzielisz sobie najprostszej odpowiedzi: "bo tak" lub "a dlaczego nie?" i będziesz próbowała do tego już nie wracać, albo przeczytasz tę historyjkę i będziesz sobie ją przypominać każdego dnia, kiedy znowu będziesz miała dosyć.
(Za podsunięcie tego opowiadania dziękuję jednej z mam, która mnie niesamowicie wspierała;*)
"Czy zdarzyło się Wam kiedyś zastanawiać się, jak Pan Bóg wybiera mamy dla chorych dzieci?
Postaraj się, wyobrazić sobie Pana Boga, który wydaje polecenia Aniołom, którzy zapisują je w ogromnej księdze:
-Wiśniewska Elżbieta - syn; święty patron: Mateusz.
-Krawczyk Maria - córka; święta patronka: Cecylia.
-Zawadzka Katarzyna - bliźnięta; święci patronowie... dajmy też Gerarda - już przywykł do tego, że jest mało czczony.
Wreszcie Pan Bóg dyktuje Aniołowi imię i uśmiecha się: -Tej dam chore dziecko.
Anioł zaciekawił się: -Czemu akurat jej, Panie? Jest taka szczęśliwa.
-Właśnie - odpowiada Bóg z uśmiechem. -Czy mógłbym dać chore dziecko kobiecie, która nie umie się cieszyć? To byłoby okrutne.
-Czy jest dość cierpliwa? - dopytuje się Anioł.
-Nie chcę, żeby była zbyt cierpliwa. W przeciwnym razie utonie w morzu litości i trudu. Ta, gdy przezwycięży szok i bunt, z pewnością sobie poradzi.
-Ale, Panie ona przecież w Ciebie nie wierzy!
Bóg znowu się uśmiechnął -To nie ma znaczenia. Jakoś temu zaradzę. A ta kobieta jest po prostu idealna. Nawet egoizm posiada w odpowiedniej ilości.
Anioł zaniemówił z wrażenia. Po chwili wykrztusił -Egoizm? Czy to jest cnota?!
Bóg potaknął -Jeśli nie będzie potrafiła zostawić od czasu do czasu swojego dziecka, długo nie wytrzyma. Tak, to jest kobieta, którą pobłogosławię dzieckiem mniej doskonałym. Jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale będą jej go zazdrościć. Żadne słowo nie będzie dla niej oczywiste. Żaden krok nie będzie dla niej zwyczajny. Gdy jej dziecko powie po raz pierwszy "mama", będzie wiedziała, że jest świadkiem cudu. Gdy opisze swojemu niewidomemu dziecku drzewo albo zachód słońca, zobaczy moje stworzenia, jak umieją je widzieć nieliczni. Pozwolę jej widzieć dokładnie to, co ja widzę - ignorancję, okrucieństwo, uprzedzenia i sprawię, że wzniesie się ponad nie. Nigdy nie będzie sama. Ja będę u jej boku w każdej minucie, każdego dnia jej życia, a ona będzie wykonywała nieomylnie moją pracę, jakby była u mego boku.
-A święty patron? - Zapytał Anioł, zatrzymując pióro w powietrzu. Bóg uśmiechnął się: - Wystarczy jej lusterko."
Ja osobiście wolę to drugie rozwiązanie, bo wiem, że jestem niecierpliwa ;)